Z racji, że lot był z Warszawy to trzeba się było tam jakoś dostać. Pozostał nam nocny pociąg do Warszawy, który był chyba koło 2 w nocy, a ja czas od wieczorka do rana spędziłam ze znajomymi na piwku, więc ledwo udało się mi zdążyć na pociąg. Ale dałam rade i Dorotka mnie nie zabiła. Zabił mnie za to kac w samolocie, ale to już tylko i wyłącznie na własne życzenie.