No więc powróciłyśmy z miejsca, które od teraz będę nazywała "końcem świata". Z Lagos na najbardziej na południowy zachód wysunięta część Europy jadą dwa autobusy na dobę. Jeden po 10, a drugi jakoś koło 16. Należy jednak jechać tym rannym, aby móc wrócić, tym który przyjedzie po południu. Oprócz samochodu nie ma tam innej opcji dotarcia niz ten właśnie autobus. Jednak czeka on tam jedynie 20 minut, więc nie za bardzo jest mozliwe jechanie i wracanie tym samym. Oczywiście spędzenie tam 4 godzin także jest niepotrzebne, ale jeśli jest ładna pogoda można posiedzieć i napawac się widokiem. Nie ma natomiast sensu robienia tam wycieczki gdy pada, ponieważ nie ma się tam gdzie schować. Gdyz na samym Przylądku nie ma nic oprócz paru budek z hamburgerami, hot-dogami (jesli zjesz tam hot-doga dostajesz cerytyfikaty, że zjadłeś ostatniego hot-doga przed Ameryką- taki chwyt markietingowy) i pamiętkami. Nie ma także żadnej publicznej toalety.
A sam Przylądek warty jest zobaczenia. Zachwyca przestrzenią, wysokością i widokami. Nie da się opisać.